
Nie znając w ogóle zespołu ściągnęłam od razu trzy płyty. Pierwsze pobieżne odsłuchanie nie zrobiło na mnie wrażenia i odłożyłam tą muzykę gdzieś na zapomnianą półkę itunesów. Niedawno zobaczyłam opis Czaka na gg z tekstem jednej z piosenek. Odpaliłam ją na kompie i muzyka, którą usłyszałam gwałtownie i kompletnie mnie zahipnotyzowała. Nagle zawiesiłam się w czasie i przestrzeni. Wydawało mi się, że już to kiedyś słyszałam i że w tym samym momencie słucham tego ponownie.
I'm timeless like a broken watch. Tu i teraz połączyło się z czymś co może było kiedyś, a może nie istniało nigdy. Dziwny rodzaj de ja vu.
Głos wokalisty… Miękki, wibrujący, przeszywający. Z nutą goryczy. Pełen goryczy? O fakturze, która jest szorstka i gładka zarazem. Połączenie zapadające gdzieś głęboko w podświadomość. Przyjemność odarta z nudy przez domieszkę bólu. Istnienia?
Niepokojąca rytmika powtarzającego się tła instrumentalnego, która jak mantra wprowadza w trans… Głos wokalisty wpada w nią jak w otchłań. Wynurza się bliski zatonięcia i odradza się na nowo.
…..Miażdżące teksty…. Tylko dla odważnych… Niepokoją. Wywołują lęk obcowania z niewiadomą. Niewiadomą, którą jest nasze życie. Nie znamy sensu istnienia i nie wiemy dokąd tak naprawdę zmierzamy. Jesteśmy ograniczeni. ….Żądzą nami emocje, które niszczą to, co dla nas cenne. Dążymy do samozagłady.
We rejoice because the hurting is so painless. Jesteśmy rozbitkami podróżującymi donikąd. Strach przed nieuniknioną śmiercią jest piękny, piękna jest sama fascynacja podróżą.
We sail today, Tears drown in the wake of delight. Bolesny smak niepewności.
How many days will it take to land? To podróż w czasie i przestrzeni. Podróż przez własną zagmatwaną osobowość.
This is a wastland now. Muzyka pełna ascezy i libertynizmu… Muzyka, której nie da się tak po prostu słuchać. Muzyka, która kradnie duszę.
But the soul can wait. Zrzuciłam trochę listopadowej mgły z siebie. Wybaczcie grafomanię, jeśli ktoś w ogóle dobrnie do końca. Jeśli nie to też.